gdzie znajdują się klify moheru
The renowned Cliffs of Moher are located 166 miles (267 km) from Dublin. The best way to make the journey between the two is by car, either self-driving or with a private transfer. Despite the distance, the drive only takes about three hours, passing straight through the heart of the country. Public transportation is also available.
Standing 700 feet high and running for about 9 miles, the majestic Cliffs of Moher are the crown jewels of Ireland’s west coast. With their astounding height and breathtaking views, these rock formations are some of the most visited natural attractions on the Emerald Isle. But the Cliffs of Moher are famous for more than just their beauty.
The Cliffs of Moher are located on the western coast of Ireland. The Cliffs of Moher Visitors Centre is in Lislarken North and close to Doolin to the north and Liscannor to the southeast. Driving from Dublin it’s just over 3 hours and from Galway it’s about an hour and a half. Technically you could do it in a day trip from Dublin if you
The Cliffs of Moher Hotel is located in the picturesque fishing village of Liscannor in North Clare on Ireland's western Atlantic shore. Cliffs of Moher Hotel hosts live musicians each night from 19:30. The village is on the southern edge of the Burren in County Clare, near the cliffs of Moher. It is only a few miles from Ennistymon, Lahinch
Seven Sisters. Biel i zieleń znane ze szklanego ekranu. Seven Sisters. Przypominają słynne klify u wybrzeży Dover, często nawet są z nimi mylone. Wielu uważa, że nawet piękniejsze, mniej komercyjne i w związku z tym mniej „zadeptane”. Leżą blisko miasteczka Seaford w południowej Anglii, do którego można dojechać z Londynu
Mann Mit Grill Sucht Frau Mit Kohle Shirt. Wyprawa na Moherowe Klify Moherowe Klify stanowiły jakąś część naszych marzeń o Irlandii. Były jej kwintesensją. Chcieliśmy je zobaczyć od zawsze. Cud natury! Majestatyczne klify oblewane falami oceanu. Dalekie tajemnicze i lekko… straszne. Shannon Ferries Przeprawa promowa koło Tarbert. Siedzimy w aucie i czekamy. Lulka. Ja. Bum-bo-bum-bum-bum. Deszcz bębni o dach samochodu coraz mocniej i mocniej. Jest szaro, prawie ciemno. Słabo to wszystko coś dzisiaj wygląda… Bum-bo-bum. Oczekujemy na przeprawę przez rozlewisko ujścia rzeki Shannon na drugą stronę, na półwysep Killimer. Tablica informacyjna na nabrzeżu sugeruje że prom powinien pojawić się za jakieś 30 minut. Woda jest wzburzona, mentna, koloru grafitowego. Jesteśmy pierwsi w kolejce. Za nami stoi jeszcze kilka pojazdów. Powoli wciąż jeszcze się zjeżdżają. Wygląda na to że to sami lokalsi. Cel: Klify Moheru Jakieś dwie godziny temu wyjechaliśmy z naszej bazy wypadowej w The Dingle Gate Hostel w Annascaul, w hrabstwie Kerry. Znów jesteśmy w trasie a nasz ce to Moherowe Klify. By nie nadkładać drogi mamy w Tarbert przeprawę promową. Z tamtej strony rzeki Shannon będzie już bliżej do Kilrush i dalej do celu naszej wycieczki. Fajnie że wkrótce zobaczymy tę jedną z największych atrakcji irlandzkiego hrabstwa Clare. Pływające monstrum pojawia się nagle. Zupełnie niespodziewanie. Najpierw słychać daleki wibrujący dźwięk. Potem widać już, wciąż rosnącą w oczach, pływającą puszkę. Trochę stara i pordzewiała, ale co tam… Po chwili jest już całkiem blisko. Jednostka manewruje by przycumować do nabrzeża. Opadają trapy. W następnym momencie wnętrze potwora wypluwa z siebie kilka kolorowych samochodzików. Teraz nadchodzi nasza kolej na boarding. Odpalam maszynę, zjeżdżam z nabrzeża i powolutku wtaczamy się na pokład. Niebo wciąż płacze. Krople deszczu są coraz większe i większe. Płyniemy przez rozbujaną Shannon, grzecznie zaparkowawszy pomiędzy innymi autami. Ana melinuje się wewnątrz naszego Nissana siorbiąc gorącą kawę. Ja wciągam kurtkę i próbuję ogarnąć otoczenie. Wszystkie pojazdy stoją stłoczone pośrodku deku. Szyby zaparowane. Lodowaty wiatr zacina deszczem. Właściwie nie ma tu czego szukać. Zacieram mokre ręce. Wracam do Lulki. Może zostało jeszcze trochę kawy w termosie. Ponownie pędzimy w kierunku naszego dzisiejszego celu. Mohery czekają. Kawałek za miasteczkiem Ennis krajobraz staje się coraz bardziej dziki. Mijamy jakby coraz mniej miasteczek. Widać za to więcej i więcej nagich skał. Jakieś opuszczone, czy zaniedbane gospodarstwa. Zarośnięte pastwiska. Droga wije się i wije pośród wzgórz. Wygląda na to że za chwilę dojedziemy gdzieś na koniec świata. Cliffs of Moher Visitor-Centre I nagle totalne zaskoczenie – na końcu wąskiej dróżki pojawia się COŚ. Okazuje się że nasze Moherowe Klify to całe wielkie turystyczne halo. Taka turist-baza: Parkingi dla autobusów i samochodów. I wkomponowane w zbocze wzgórza centrum dla odwiedzających. Osobiście wolelibyśmy zobaczyć tu tylko mały parking z ewentualną toaletą, ale cóż, rozumiemy że również zachowanie tych resztek środowiska w nienaruszonym stanie kosztuje pieniądze. A te trzeba jakoś zarabiać. Z centrum odwiedzających dość stromym chodnikiem pniemy się na szczyt klifu. Tu rozpoczyna się kilka tras spacerowych z punktami widokowymi na majestatyczne skały. Można udać się w dwóch kierunkach: Na południe w kierunku The Great Stack, lub na północ w kierunku Hag’s Head. My najbliżej mamy na szczyt starej kamiennej baszty zwanej O’Briens Tower. Po pokonaniu krętych żelaznych schodków docierasz na szczyt z widokiem na ocean. – G*no dziś zobaczycie – mówi mi schodzący chłopaczek. My jednak chcemy oblookać jak najwięcej. Oswoić słynne klify. Ale to prawda: – By coś oswoić trzeba to najpierw dostrzec – gadam do siebie. Morze w dole okropnie huczy. Zagłusza mi własne myśli. Ania próbuje robić jakieś fotki, ale nie ma jak bo niewiele już naturalnego światła, niestety. Klify giną za zasłoną ze ściany wody. Ledwo są widoczne w mokrej mgle. Ja filmuję przez kilka chwil. Niestety kamera też w końcu odmawia dalszej współpracy. Jest odporna na rozbryzgi wody. Na rozbryzgi tak, lecz nie na taki zwariowany, siekący deszcz. Trudno. Złazimy z wieży. Ciągle leje… Całkiem już poważny deszcz przechodzi w ulewę. Robi się nieciekawie. Deszczówka kapie nam za kaptury naszych nieprzemakalnych kurtek. Kapie nam też już z naszych przemakalnych nosów. Coraz mniej zwiedzających wokół nas. Wszyscy gdzieś poznikali. – Pozanikali we mgle – kpimy sobie. Część tras wzdłuż Moherów szybko zostaje zamknięta. Wciąż natykamy się na tabliczki ostrzegawcze. Szlaki robią się śliskie i przez to bardzo niebezpieczne. Wiatr przenika do szpiku kości. Zaczynamy kłapać szczękami. Łapie nas trzęsionka. Poddajemy się więc. Resztę zobaczymy może następnym razem. Pora wracać. Robimy sobie jeszcze pamiątkowe fotki przy małym obelisku i… tyle. Początkowo mocno komercyjne centrum nie za bardzo nam się spodobało. Teraz chyba zmieniliśmy zdanie. Siedzimy w koncie restauracji i sączymy gorącą herbatę z dużym dodatkiem brandy. Już drugą. Mała irlandzka prohibicja tu jeszcze nie dotarła. Ciepło tu i sucho. Jak dobrze… – Moherowe Berety coś słabo nas ugościły – zrzędzi Anka. A ja się całkowicie z nią zgadzam. I dojrzewam, by zamówić jeszcze jedną, dużą, chrzczoną herbatkę… Foto: Pixabay (Licencja Creative Commons CC0) Moherowe Klify – fakty w pigułce: – wysokość w najwyższym punkcie – 214 metrów – długość – około 8km – wiek – około 320 milionów lat
Klify Moher- inaczej znane również, jako Klify Moheru i Moherowe Klify – odcinek klifowego wybrzeża Oceanu Atlantyckiego w zachodniej części Irlandii. Klif, zbudowany z piaskowców i wapieni, ma 8 km długości, w najwyższym miejscu wysokość wynosi 214 m. Klify te to jedna z głównych atrakcji turystycznych w Irlandii. Na szczycie stoi XIX- wieczna wieża( kamienna) - O'Brien's Tower. Została ona zbudowana, jako punk obserwacyjny i atrakcja turystyczna.
Długo myślałem od czego by zacząć relację z Irlandii. Od północnej jej części przynależącej do Wielkiej Brytanii, od Belfastu, ciekawych klifów? Albo od najpiękniejszych irlandzkich zamków, których wiele odwiedziłem w centralnej części wyspy? Może napisać poradnik praktyczny, bo sporo ludzi zachęconych tanimi biletami planuje tam wyjazd? Nic z tych rzeczy! Tym razem zacznę od czepiania się. Oczywiście wyspę uwielbiam, Irlandia jest przepiękna, ludzie świetni, jednak jedna rzecz zdecydowanie mi się nie podobała. To o niej dzisiaj. Każdy kraj w mniejszym lub większym stopniu żyje z turystyki. Wszelkie restauracje, muzea, parki rozrywki, czy świadczenie usług chociażby transportowych generują ogromne przychody właścicielom tychże biznesów, a tym samym państwu. I bardzo dobrze, tak powinno być. Skoro jest zapotrzebowanie, przyroda, historia i atrakcje danego kraju przyciągają tysiące ludzi, to naturalnym jest, że powstają przeróżne usługi mające tenże pobyt i zwiedzanie ułatwić, umilić. Nie jest w tym nic złego, do momentu, kiedy zaczyna się żądać pieniędzy za usługi lekko mówiąc naciągane, albo jeszcze gorzej – kiedy różne instytucje każą sobie płacić za oglądanie dzieł, które stworzyła matka natura, a w których tworzeniu ludzie nie mieli najmniejszego udziału. Zanim Klify Moheru, to Zamek Blarney Zacznijmy od niektórych zamków, co do których mam mocno mieszane uczucia. Tak, tak wiem – nie są to dzieła natury. Jednak także w ich przypadku postępowanie właścicieli jest dość dziwne, a schemat działania podobny. Zarówno w północnej części brytyjskiej, jak i w samej Irlandii spotkać można ich setki. Mniejszych, większych, w stanie lepszym i w ruinie. Ma się wrażenie, że każda większa wieś ma swój własny zamek. Ogromna część zamków w różnym stopniu jest symbolami danych miast. Cześć stoi zapomniana, część odnowiona jest za pieniądze państwowe, jeszcze inne zaś stały się własnością prywatną i – albo także stoją zupełnie nietknięte, odpowiednio zabezpieczone, albo zostały zrobione w nich hotele. Co zamek, to właściwie nieco inna historia. Praktycznie wszystkie średniowieczne zamki w Irlandii można obejść, przyjrzeć się im z bliska, nawet dotknąć. Jest jednak jeden bardzo wielki wyjątek od reguły, a także co najmniej kilka mniejszych. Najbardziej w pamięci zapadł mi zamek Blarney położony niedaleko Cork, na którego teren wstępu surowo strzeże furtka, której jeden z końców przymocowany jest do budki z biletami. No i przechodzimy do sedna. Za przejście się wokoło zamku Blarney zapłacić trzeba 17 Euro. No i dobra, ja to rozumiem! Zamek prywatny, każdy może sobie zrobić z nim co chce i ustalić cenę jaką chce. Jednak czy to nie jest przesada? Cena abstrakcyjna jest nawet dla zarabiających kilkukrotnie więcej od nas Irlandczyków, a także Japończyków i innych turystów, z którymi miałem okazję pogadać. Poza tym, kiedy nie interesuje mnie zwiedzanie zamku w środku, a jedynie jego zobaczenie z bliższa, zrobienie jakiegoś ciekawego zdjęcia fasady, to mam pecha. Wysoki płot i specjalnie nasadzone wzdłuż niego wysokie krzaki praktycznie całkowicie go zasłaniają i muszę zapłacić tyle samo, co za cały pakiet zwiedzania. Rozumiem to, akceptuję, ale uważam za mocne przegięcie. Z przyjemnością obróciłem się na pięcie i pojechałem w kierunku innych, równie pięknych zamków. Oczywiście zamek Blarney nie jest odosobnionym przypadkiem. Jest jeszcze chociażby Bunratty, czy Cashel, gdzie mamy do czynienia z podobnym zachowaniem i równie horrendalnymi cenami. Dobrze, że Irlandia obfituje w dziesiątki, setki innych pięknych zamków, jak chociażby ten przez nikogo nie odwiedzany na zdjęciu poniżej. W niedługiej przyszłości przygotuję dla Was listę 30-40 zamków, które warto zobaczyć. Będzie dużo zdjęć, informacji, będzie mapa z dokładnymi lokalizacjami. Mam nadzieję, że się Wam spodoba i przyda :) Klify Moheru. Matka natura stworzyła, ty zapłać za oglądanie Moherowe klify to z kolei największa atrakcja zachodniej Irlandii. Rozciągająca się wzdłuż klifów na 7 kilometrów trasa, jest jedną z piękniejszych jakimi miałem okazję iść ostatnimi czasy. Wszystko byłoby pięknie, gdyby władze swojego czasu nie stwierdziły, że czemu by nie zrobić małej platformy widokowej i nie zacząć kasować za oglądanie klifów? Zamiast użyć danego miejsca jako magnesu, czegoś, co turystów na miejsce przyciąga, a w oparciu o co można zrobić inny biznes, ktoś stwierdził, że po co będzie się wysilać. Wystarczy przecież ogrodzić klif i kasować pieniądze. No i tak zrobiono. Jest parking, jakieś centrum, wystawa, którą można odwiedzić przy okazji, jednak nawet jeśli ktoś nie jest zainteresowany, a jedynie chce zobaczyć klif, musi i tak zapłacić stałą cenę 6 Euro od osoby. Nie ważne czy przyjechało się samochodem, czy autobusem. Żeby ludzie czasem nie przechodzili przez pola, wzdłuż całej trasy ciągnie się długi, szczelny płot, a czasem i dwa równoległe do siebie. Dopiero na samym końcu trasy (z drugiej strony)znajduje się mała brama, którą można wejść na szlak za darmo, jednak mało kto tam jeździ, bo wszystkie znaki prowadza pod kasy. Właściciele żerują niestety na niewiedzy turystów, którzy kierowani tutaj przez wspomniane znaki, nie wiedzą, że 7 kilometrów dalej jest inne wejście na szlak, za które płacić nie trzeba. Co ciekawsze, człowiek, który zabrał mnie na stopa i to miejsce pokazał, udostępnia swój przydomowy parking zaraz obok, za który bierze symboliczne 1 Euro. Tak zwany społecznik, chwała mu za to. Jak sam twierdzi, parking zrobił, bo nie może znieść, że tak wykorzystuje się kilka kilometrów dalej niewiedzę ludzi. I jestem skłonny mu wierzyć, bo jako farmer mający 200 sztuk bydła, z pewnością nie kierował się chęcią zarobku. Bo co to za zarobek parę Euro dziennie, kiedy miesięcznie sprzedaje po kilka krów wartych tysiące. Dla chętnych, zarówno darmowe wejście na szlak, jak i parking znajduje się dokładnie na końcu tej drogi. Śmiało możecie też podążać w kierunku płatnego wejścia i to nim opuścić klify. Nikt Was przy wychodzeniu nie będzie kasował. Sprawdzone. Grobla Olbrzymów – szczyt złodziejstwa Na koniec największa petarda. Najgłośniejszą sprawą w ostatnim czasie w Irlandii Północnej była kwestia pobierania opłat za możliwość zobaczenia Grobli Olbrzymów, czyli najpopularniejszej atrakcji turystycznej – pięknych formacji skalnych znajdujących się w okolicach miasta Bushmills. O Grobli Olbrzymów więcej przeczytasz tutaj, bo nie o samych skałach oczywiście teraz chciałem pisać. Swojego czasu, jakiś państwowy urząd wymyślił sobie także i tutaj, że postawi wielki budynek pełen pamiątek, restauracji, jakichś galerii zdjęć itd. Właściciele, podobnie jak w przypadku Klifów Moheru również bazując na niewiedzy turystów, bez skrupułów zaganiają wszystkich do kas, i każą płacić sobie 7,5 funta za oglądanie czegoś, do czego stworzenia nie przyłożyli nawet ręki. Ba, co śmieszniejsze zarabiając ponad 5mln funtów rocznie , nie są w stanie już od kilku lat posprzątać fragmentu ścieżki, która została zasypana przez osuwisko, a która prowadziła do innej atrakcji – linowego mostu Carrick-a-Rede zbudowanego kilka lat temu, za którego zobaczenia także rżnie się turystów na 6 Funtów. No, ale po co sprzątać ścieżkę, po co turysta ma chodzić za darmo, skoro można go zawrócić zakazem przejścia i zaoferować dodatkowo płatny przewóz pod mostek? Proste… Po głośnej aferze w Belfast Daily w ostatnim roku właściciele nieco odpuścili i już oficjalnie płacić za oglądanie Grobli Olbrzymów nie trzeba, jednak i tak 90% nieświadomych ludzi płaci nadal. Na pytanie zadane strażnikowi przez Michaela (faceta, który podrzucił mnie pod Groblę) – dlaczego każe iść nam do kasy, skoro atrakcja jest darmowa? ten plącząc się oznajmia, że trzeba zapłacić tam za parking, a wejście na teren Grobli faktycznie jest za darmo. Oczywiście próżno szukać informacji w kasie biletowej o płatnym parkingu. Tam płaci się za wstęp, a cena niezmiennie, nawet po aferze wynosi funta. Co jeszcze bardziej żenujące, autobusy przyjeżdżające tutaj z niczego nieświadomymi turystami wysadzają ich pod samymi drzwiami, za którymi oczywiście czeka kasa biletowa. Nie mają oni samochodu, nie musza płacić za parkowanie, jednak każdy i tak płaci. Oczywiście można oficjalnie, legalnie iść na szlak bez opłaty. Przejść trzeba wysokim tunelem od strony parkingów, jednak nikt nikogo o tym nie informuje. Jeśli będziecie się tam wybierać pamiętajcie o tym. Przejście jest dokładnie tutaj: To tyle na tę chwilę. Pamiętajcie – nie dajcie się naciągnąć! Mam nadzieję, że dzięki temu tekstowi zaoszczędzicie trochę pieniędzy w Irlandii. Możecie też podesłać go znajomym, którzy wybierają się tam w najbliższym czasie. Przepraszam, że pierwszy tekst z Irlandii okazał się tak marudny, jednak uważam, że trzeba było. Dajcie znać w komentarzach co o tym myślicie i o czym chcielibyście poczytać w najbliższej kolejności, co w Irlandii zobaczyć. Polecam teksty o Najpiękniejszych klifach w Irlandii, zamkach w Irlandii a także najciekawszych miejscach w Belfaście.
Moherowe klify są wspominane zawsze na szczycie wszelkich list ‘must visit’ w dosłownie każdym przewodniku na temat Irlandii. Nie ma z resztą co ukrywać- widzieliśmy już w swoim życiu sporo klifów i przyznajemy, że Mohery robią robotę. Zdecydowanie łatwiej jest pokazać ich piękno niż próbować o nim opowiedzieć, wiec przygotujcie się na ogromną dawkę zdjęć. Moherowe klify Mohery były głównym celem naszej wyprawy na zachodnie wybrzeże. Na kilka dni przed wyjazdem bacznie sprawdzaliśmy pogodę, która bywa kapryśna na całej wyspie, a klify nie należą do wyjątków. Jeżeli wybieracie się do Irlandii to pogodę najlepiej sprawdzać na Nowa wersja strony instytutu meteorologii daje radę- pogoda czasem sprawdza się nawet na 3 dni w przód! 😀 MET twierdził, że o godzinie 10 będzie pochmurno, ale byliśmy pełni nadziei, ze o 11 wyjdzie słońce. Kiedy dojechaliśmy nad klifami wisiały ciemne chmury, wiało jak w Kieleckiem, a po kilku minutach marszu zlał nas delikatny deszczy. Marzliśmy strasznie, ale nie narzekaliśmy- pogoda przegoniła nieco tłumy turystów, a klify w taką pogodę wyglądają mrocznie i tajemniczo. Uznaliśmy, że Moherowe klify mają w sobie coś wyjątkowego, bo jednak niewiele miejsc wygląda dobrze bez względu na pogodę. Okazałości klifów nie są w stanie przyćmić tłumy turystów wylewające się z wycieczkowych autobusów. Nie ukrywamy jednak, że marzy nam się noc w jednym z niewielkich B&B i zachód słońca oglądany z opustoszałych Moherów. Wejście na klify nie jest jednak darmowe- zapłaciliśmy 8 euro za osobę. Na wjeździe do parkingu są bramki, parkowanie jest teoretycznie darmowe, ale należy uiścić opłatę za wstęp. Wyczytaliśmy co prawda różne sprzeczne informacje- jedni mówią, że to naciąganie turystów i że płacić wcale nie trzeba, inni, że te pieniądze idą na utrzymanie pracowników. My zapłaciliśmy z bólem serca, a po fakcie dowiedzieliśmy się, że tutaj można kupić bilety o połowę taniej… Nasz wyjazd na Moherowe klify, których odwiedzenie nie zajmuje całego dnia, postanowiliśmy połączyć z płaskowyżem Burren, który znajduje się w pobliżu i jaskinią w Doolin. Całość stanowi świetny, jednodniowy wypad, a więcej na temat tych miejsc pisaliśmy już tutaj. Będąc na Moherowych klifach można wybrać się na wieżę O’Briensa, my jednak sobie odpuściliśmy. Widoki z klifów były na tyle zachwycające, że nie potrzebowaliśmy wchodzić wyżej. Spacer po klifach jest przyjemny, ze względów bezpieczeństwa odgrodzono ścieżkę dla turystów, ale chętni mogą ją obejść i podejść bliżej. Trzeba być przy tym oczywiście ostrożnym, zwłaszcza jeśli padał deszcz- nie trudno się poślizgnąć. Planowaliśmy lunch w Galway, ale na klifach nieco zgłodnieliśmy, a do Galway był kawał drogi postanowiliśmy zjeść coś po drodze. Jakiś czas temu przewodnik Michelin opublikował listę 30 najlepszych pubów w Irlandii, a my zawsze sprawdzamy czy któryś z nich nie znajduje się w okolicy. Mieliśmy szczęście, 4 km od klifów usytuowany jest pub Vaughan’s Anchor Inn, więc nie musieliśmy się zastanawiać długo. O tej porze dostępne było krótkie menu lunchowe, a ceny nie odbiegały zbytnio od standardowych cen w irlandzkich pubach. Za fish and chips zapłaciliśmy 16 euro, a krewetki z frytkami kosztowały 19. Porcja krewetek była w normalnych rozmiarach, za to ryba mogłaby być podzielona na 3 porcje. Panierka w niewielu miejscach jest tak chrupiąca, a pub zapewnia, ze wszystko włącznie z sosem tatarskim jest robione na miejscu. Było to chyba najlepsze fish and chips jakie jedliśmy do tej pory, a szybkość podania niewiele różniła się od tej w barach fast-foodowych. Jeśli będziecie w okolicy Moherowych klifów to się nie zastanawiajcie (zarówno nad klifami, jak i nad pubem!). Listę pubów opublikowaną przez przewodnik Michelin w całości znajdziecie tutaj. My postawiliśmy sobie za cel zaliczyć wszystkie 😀 Jak na razie mamy dobre wrażenia i z przewodnikiem jak najbardziej się zgadzamy- na pewno damy wam znać jeśli odwiedzimy inne.
Jest takie miejsce, w którym sponad spienionej tafli wody wynurzają się gigantyczne skały porośnięte mchem. Ich soczysta zieleń wspaniale współgra z turkusem wody. To Klify Moheru, perła irlandzkiego Moheru (Moherowe Klify) to jedna z największych atrakcji turystycznych Irlandii. Powstałe z piaskowców i wapieni ciągną się na długość ok. 8 kilometrów, a w najwyższym miejscu osiągają wysokość 214 metrów. Utworzyła je potęga natury – wody deszczowe stopniowo wymywały wapienie, żłobiąc w skale fantazyjne formy. Są częścią płaskowyżu Burren, a znajdziemy je w zachodniej Irlandii, w hrabstwie KlifyKlify Moheru rozciągają się od wsi Doolin, zwanej mekką muzyki irlandzkiej (jest tu najlepszy w całej Irlandii sklepik muzyczny i kawiarenka w jednym), aż do Hag’s Head, czyli przylądka o wdzięcznej nazwie Głowa Wiedźmy. Na ich szczycie wznosi się punkt obserwacyjny, pochodząca z XIX wieku kamienna O'Brien's Tower, wieża zbudowana przez Corneliusa O'Brien, króla Irlandii. Wzdłuż klifów wybudowano ogrodzony chodnik, którym można spacerować, podziwiając wspomnianym już płaskowyżu Burren mieści się wiele megalitów, w tym dolmen Poulnabrone, najsłynniejszy tego typu obiekt w całym kraju. Według obliczeń powstał na przełomie neolitu i irlandzkiej epoki brązu, czyli ok. 4,5-5 tysięcy lat temu. Celtowie wierzyli, że dolmeny są wrotami do zaświatów, otwierającymi się w święta takie jak beltaine czy samhain, gdy granice pomiędzy rzeczywistością żywych a umarłych ulegają Burren jest niezwykle ciekawy, choć jednocześnie nieco niepokojący. Niemalże bezludny (większe miejscowości znajdują się głównie na krańcach krainy), sprawia wrażenie, jakby życie istniało tu wieki temu, ale dawno zanikło. Na płaskowyżu mieści się jaskinia Aillwee. Jej główną atrakcją jest podziemny wodospad, a sprzed wejścia roztacza się wspaniały widok. Jeśli ktoś zgłodnieje w trakcie zwiedzania, może odwiedzić znajdującą się tutaj niewielką restaurację i skosztować pysznych potraw z klifówKlify są nie tylko piękne, lecz również pełne życia. Zachwyca zwłaszcza bogactwo gatunków ptaków, które je zamieszkują. Wśród gatunków, jakie można na nich zaobserwować, znajdują się mewy, jastrzębie i fulmary. To również jedyne miejsce w całym kraju, gdzie mają swoje kolonie maskonury centralnej części Moherowych Klifów znajduje się ogromne Visitor Centre. Oddano je do użytku w 2007 roku, a jego budowa pochłonęła ponad 30 milionów euro. W jego wnętrzach mieszczą się sklepy z pamiątkami, restauracje, a także sale wystawowe i prezentacje które chcą znaleźć się na tarasie widokowym oraz w samym Visitor Centre, muszą uiścić opłatę. Wliczony jest w nią również koszt parkingu. Dorośli zapłacą 6 euro, seniorzy, studenci oraz osoby niepełnosprawne i emeryci – 4 euro. Dzieci do lat 16 mogą wejść za darmo. Płatny jest także wstęp do O'Brien's Tower. Dorośli płacą 2 euro, zaś dzieci 1 spotkanie z przygodą – CroaghaunGdyby ktoś zapragnął zmierzyć się ze stromymi klifami Irlandii i chciał potraktować wspinaczkę po Klifach Moheru jedynie jako rozgrzewkę przed właściwym wysiłkiem, czekają na niego Croaghaun. Są ponad trzy razy wyższe od bardziej znanych, wręcz komercyjnych Moherów, co więcej, to trzecie pod względem wysokości klify w adrenaliny śmiałkowie znajdą je na wyspie Achill. Od północnej strony góra Croaghaun wpada bardzo stromo do oceanu, co może przyprawić o zawrót głowy patrzących z jej szczytu. Widoki są oszałamiające i nie chodzi tylko o same klify. Miłośnicy morskiej fauny mają wspaniałą szansę obserwować morświny i delfiny butlonose, zaś we wrześniu i październiku sokoły wędrowne uczą tu swoje młode nie trzeba nikogo przekonywać, że warto przyjechać na zieloną Ci się ten artykuł? Przekaż dalej!
gdzie znajdują się klify moheru