obłoki ludzkich rąk podnoszą się
Badanie zapachu ludzkich rąk Każda osoba ma inny zapach i za jego pomocą, nawet nie widząc wyglądu, można określić płeć właściciela. Naukowcy twierdzą, że można to zrobić za pomocą specjalnego urządzenia do analizy białek.
Mylenie zmartwychwstania z reanimacją owocuje również w dzisiejszych czasach przekonaniem niektórych, że grób zmarłego będzie miejscem jego zmartwychwstania. Zresztą nie brak obrazów, które tak właśnie przedstawiają wydarzenie zmartwychwstania: blade, wychudzone postaci podnoszą się ze swych grobów.
Slow life to dla nich coś więcej niż hashtag na Instagramie.Poznaj bohaterów książki "Rzemieślnicy". Niech ich historie staną się dla ciebie inspiracją do zm
"Modlitwa o pokój" Chór I i II st. pod kierunkiem p. Joanny Niskiej, akompaniuje p. Katarzyna Waszkiewicz W tym szczególnym czasie zanosimy modlitwę
Moją mamę zawsze wzruszał widok ludzkich rąk. Rozumiem dlaczego. Podczas naszej pracy to właśnie dłonie oddają to, co powstaje w głowie ;)
Mann Mit Grill Sucht Frau Mit Kohle Shirt. MODLITWA O ludzkich rąk podnoszą się (a)Modlitwę niosąc jak święty dar (a)Lecz niech już nigdy ściśnięta pięść (b)Nad naszą ziemią nie wzniesie się. (c) pokój, Panie nasz, błagamy Cię (a)Nie pozwól, by nasz głos zaginął w nas (a)Spraw niech już nigdy ściśnieta pięść (b)Nad naszą ziemią nie wzniesie się. (c)O pokój, Panie nasz, błagamy Cię. (d)wiersz (a) C F C E7 a d7 G Cwiersz (b) F7+ e7 a d7 Des7+ C7+wiersz (c) h7 B7 a7 As G4-3wiersz (d) C F C E a d7 G CA D A E6 F półzmniejszony f#7 D6 Esus A4 A x2 D Dmaj7 c#7 c#7/5+ h7 Bmaj7 Amaj7 A6 g#7 Gmaj7 f#7 (f#7/5+) Fmaj7 E4 E
- Zaczyna się wielkopostna walka o dobro, tym bardziej konkretna, gdy tak blisko nas toczy się straszliwa wojna - mówił w Środę Popielcową w katedrze płockiej biskup Mirosław Milewski. Liturgii z pokutnym obrzędem posypania głów popiołem przewodniczył biskup płocki Piotr Libera. Zachęcił on do intensywnej modlitwy o pokój w Ukrainie. Do tej palącej kwestii nawiązał w kazaniu biskup Mirosław Milewski: - Okres Wielkiego Postu, podczas którego naśladujemy Jezusa poszczącego na pustyni jest czasem duchowej walki i zmagania ze złem. W tym roku słowo "walka" nabiera nowego znaczenia. Nie jest jedynie abstrakcyjnym terminem, ale przybiera kształt prawdziwej wojny, która toczy się za naszą wschodnią granicą. Zapewne wielu z nas jest zaskoczonych, że w XXI wieku – w czasie spokoju i dobrobytu – wojna jest jeszcze w ogóle możliwa. Wielu z nas wydawało się, że ten czas minął bezpowrotnie, a nasze pokolenie ma zapewnione życie bezpieczne i mniej czy bardziej dostatnie. Wydarzenia ostatnich kilku dni brutalnie zweryfikowały te przekonania – mówił kaznodzieja. Biskup Milewski zwrócił jednak uwagę, że "najważniejszym «polem bitwy» jest ludzkie serce". - Gospodarka nie ma ani rozumu, ani woli, podobnie finanse czy media. Za każdą z tych rzeczy stoi człowiek. Również żaden czołg, żaden samolot, żadne działo nie strzela samo. Za sprzętem, za wojskiem, za krajem także stoją konkretni ludzie, którzy podejmują decyzje, w których sercach musiała najpierw zostać stoczona duchowa wojna pomiędzy dobrem a złem. Wojna, którą oglądamy na ekranach naszych telewizorów, bierze początek w ludzkim sercu. Choć dziś w Polsce – dzięki Bogu – żyjemy w czasie zewnętrznego pokoju, każdy z nas toczy swoją duchową wojnę pomiędzy dobrem a złem. Kiedy otwieramy Wielki Post i wchodzimy w czas duchowej walki, przed nami znów wyraźnie staje alternatywa: myśleć bardziej o sobie czy o innych, raczej posiadać czy dawać, gromadzić czy dzielić się dobrem i siać je wokół siebie – mówił ks. biskup. Na zakończenie liturgii modlono się śpiewem suplikacji. Zwłaszcza w tym czasie przenikliwa i konkretna była modlitwa błagania: "Od powietrza, głodu, ognia i wojny – wybaw nas, Panie". Chór Pueri et Puellae Cantores Plocenses wykonał w czasie Mszy św. również inną przejmującą pieśń: "Modlitwę o pokój": Obłoki ludzkich rąk podnoszą się Modlitwę niosąc jak święty skarb. Lecz niech już nigdy ściśnięta pięść Nad naszą ziemią nie wzniesie się. O pokój, Panie nasz, błagamy Cię. Nie pozwól, by Twój głos zaginął w nas. Spraw, niech już nigdy ściśnięta pięść Nad naszą ziemią nie wzniesie się. O pokój, Panie nasz, błagamy Cię. « ‹ 1 › » oceń artykuł
Wtedy ujrzą Syna Człowieczego, nadchodzącego w obłoku z mocą i wielką chwałą (Łk 21, 27). 1. Komentarz naukowy W ciepłych krajach obłoki są mile widziane, jako że dostarczają cienia i zazwyczaj przynoszą deszcz. Zakrywają, co prawda, promienie światłości niebieskiej, ale są też tymi promieniami nasycone. Przynoszą z sobą zarówno błogosławieństwo, jak i przekleństwo. Rozprzestrzeniając się pod niebem, ponad szczytami górskimi, zasłaniają miejsce zamieszkania samego boga. Syryjski Baal, bóg wiatrów i pogody, nazywa się także „jeźdźcem na obłokach”. Ale „kto zebrał wiatr w swoje garści?” (Prz 30, 4). Tylko Bóg jest w stanie zapanować nad obłokami i otworzyć sobie bramy do nieba (Ps 78, 23). Przeciągające po nieboskłonie obłoki w obrazowym języku ludzi Wschodu nazywają się „rydwanem” Boga. W czasie Przemienienia Jezusa jasny obłok okrył Piotra, Jakuba i jego brata Jana, a z obłoku dały się słyszeć słowa: „Ten jest Syn umiłowany...” (Mt 17, 5). Po przyrzeczeniu Ducha Świętego Pan na oczach swoich uczniów został uniesiony w górę i „obłok zabrał Go im sprzed oczu” (Dz 1, 9). Kiedy Chrystus przyjdzie ponownie, gdy słońce się zaćmi i gwiazdy poczną spadać z nieba, wtedy „ujrzą Syna Człowieczego, przychodzącego w obłokach z wielką mocą i chwałą”. Według Ojców Kościoła ognisty obłok jest typem Jezusa Chrystusa. W sztuce, od najdawniejszych czasów, obłoki obrazują także niebo, bądź to jako podtrzymujące chwałę Pańską, bądź to jako tło czy obramowanie postaci Chrystusa i świętych w chwale. Respektując zakaz przedstawiania Boga za pomocą obrazów, w sztuce wczesnośredniowiecznej oraz romańskiej przedstawiano Stwórcę w postaci ręki przenikającej ku ziemi spoza obłoków. Łukasz Cranach na obrazie przedstawiającym raj ukazuje Boga Ojca z wieńcem obłoków nad głową. U Hugona van der Goes (ołtarz w Portinari) Jezus jest wprawdzie spowity w obłoki, ale wiadomo, że według Daniela (7, 13) jest On także Synem Człowieczym objawiającym się na obłokach niebieskich. W czasie Sądu Ostatecznego Syn Człowieczy będzie zasiadał na białym obłoku, a sierpem trzymanym w ręku dokona żniwa na całej ziemi (Ap 14, 14nn). Typowe dla scen sądu ostatecznego w sztuce zachodniej było w średniowieczu to, że postać Chrystusa była o wiele większa od figur aniołów i świętych, a te znowuż są większe od postaci błogosławionych i potępionych; ciało Zbawiciela jest na wpół odsłonięte, a Jego rana boczna jest dobrze widoczna; aniołowie trzymają krzyż i pozostałe narzędzia męki Pańskiej, a ogniste piekło symbolizuje paszcza szeroko otwierająca się pod potępionymi lub też potępieni spadają głową w dół zgodnie z nurtem ognistej rzeki. Michał Anioł na swoim fresku w Kaplicy Sykstyńskiej (1536–1541, Watykan) zinterpretował w nowatorski sposób tradycyjne już w sztuce zachodniej motywy sądu ostatecznego i dołączył do nich motywy zaczerpnięte z Boskiej komedii Dantego, np. Charona (przewoźnika do krainy zmarłych, który uderzeniem wioseł swojej łodzi zmuszał potępionych do przejażdżki na drugi brzeg), czy też Minosa (antycznego sędziego zmarłych, który w tym fresku występuje jako władca piekieł). U Michała Anioła atletyczna postać Chrystusa, wzorująca się na antycznych przedstawieniach atletów, nie siedzi na tronie sędziego, lecz unosi się wyniośle nad chmurami jako zwycięzca nad śmiercią i piekłem (w podobny sposób przedstawiano postać Jezusa w bizantyjskich scenach anastasis (zstąpienie Chrystusa do otchłani). Wydaje się, jak gdyby uniesioną prawą ręką odprawiał od siebie potępionych. Jednak Jego wzrok nie wyraża karzącej złości, lecz kieruje się spokojnie ponad głowami apostołów i świętych do miejsca potępienia. Maryja, orędowniczka ludzkości, przytula się do swojego Boskiego Syna jakby szukała schronienia. Bezskrzydli aniołowie pod postacią młodzieńców trzymają z widocznym wysiłkiem narzędzia męki Pańskiej. Zmarli, obudzeni dźwiękiem trąb, podnoszą się ze swoich grobów. Takie przedstawienie zmartwychwstania zmarłych odpowiada wizji proroka Ezechiela (Ezechiel zobaczył ożywienie osuszonych kości Izraela, które na rozkaz Boga zamieniły się w armię żywych ludzi, Ez 37, 1 i n.). Nad zmartwychwstałymi błogosławieni unoszą się do nieba, zgodnie z opisem św. Pawła w 1 Tes 4, 16-17: „Sam bowiem Pan zstąpi z nieba na hasło i na głos archanioła, i na dźwięk trąby Bożej, a zmarli w Chrystusie powstaną pierwsi. Potem my, żywi, tak pozostawieni, wraz z nimi będziemy porwani w powietrze, na obłoki, naprzeciw Pana i w ten sposób na zawsze będziemy z Panem” (M. Lurker, Słownik obrazów i symboli biblijnych, Poznań 1989, s. 141–142; J. Seibert, Leksykon sztuki chrześcijańskiej. Tematy, postacie, symbole, Kielce 2007, s. 288–289; D. Forstner, Świat symboliki chrześcijańskiej, Warszawa 1990, s. 107). 2. Mistrzowie teologii i życia duchowego „Szukamy Boga daleko, podczas gdy Bóg jest całkiem blisko. Czy można prosić o znaki, które miałyby wskazywać na istnienie światła, skoro naprawdę to właśnie światło umożliwia zaistnienie wszelkiego znaku? Czy można pytać o ojca nadziei, jeżeli bez jakiejkolwiek nadziei nie jest możliwe żadne pytanie? Szukamy Boga, ponieważ zostaliśmy uprzednio dotknięci przez Boga. Bóg dotyka nas tak, jak dotyka nas światło, o którym nie wiemy, skąd się bierze, i pokonuje nas tak, jak pokonuje nas nasza najgłębsza nadzieja, to znaczy – zarazem nas rodząc. Bóg jest inny niż światło, inny niż ludzcy ojcowie. A jednak jakoś w swym działaniu podobny do światła i do ludzkich ojców. Dlatego twarz Boga jest tajemnicą nie tyle przez swe oddalenie, ile przede wszystkim przez swą bliskość” (J. Tischner, Zrozumieć własną wiarę, Kraków 2012, s. 61). 3. Z życia wzięte „Stał samotnie w Kaplicy Sykstyńskiej, mając przed sobą w górze kłębiące się szeregi postaci z Księgi Rodzaju. Dokonywał szczegółowego przeglądu ściany ołtarzowej. (...) Michał Anioł był szczęśliwy podczas tych miesięcy spokojnego rysowania w swej pracowni. Rysowanie, podobnie jak jedzenie, picie i spanie, wraca siły człowiekowi. Ręka, prowadząca ołówek, wpadała na trop twórczych idei. Dzień Sądu Ostatecznego, zgodnie z tym, co zapowiada wiara chrześcijańska, ma wypaść na koniec świata. Czyż to możliwe? Czyż Bóg miałby stworzyć świat, aby go porzucić? Bóg sam zadecydował, że stworzy człowieka. Czyżby zatem nie był dość potężny, aby zapewnić światu istnienie na zawsze, pomimo zła? Czyżby tego nie chciał? Każdy człowiek wydaje na siebie wyrok przed śmiercią, albo spowiadając się ze swych grzechów, albo umierając bez żalu. Czyż Sąd Ostateczny nie będzie zapowiedzianym przez Boga millenium, które się zacznie, gdy Chrystus stanie wśród narodów ziemi, aby rozpocząć sąd? Michał Anioł nie wyobrażał sobie, aby mógł wymalować Sąd Ostateczny jako coś już dokonanego. Mógł go przedstawić w chwili rozpoczęcia. Pokaże w tym momencie bolesny osąd człowieka nad samym sobą, bez żadnych osłon ani oszustw. Wierzył, że każdy odpowiedzialny jest za swoje postępowanie na ziemi, że każdy ma sędziego w swej duszy. Czyż nawet piorunująco gniewny Chrystus nałoży cięższą odpłatę? Czy dantejski Charon, płynący łodzią po Acheroncie, może czyniących zło zepchnąć w głębsze, wieczyste otchłanie piekieł niż niezafałszowany wyrok człowieka na samego siebie? Od chwili, gdy jego pióro dotknęło papieru, szukał konturu ludzkiej postaci, rysował każdą figurę nerwową kreską, by zasugerować, że rozpaczliwa konieczność zmusza tych ludzi do ruchu. (...) Każdy mężczyzna, kobieta czy dziecko mieli zarysowywać się wyraziście jasno dla podkreślenia godności ludzkiej; każda istota ludzka jest indywidualnością i ma swą wartość. To przekonanie stanowi podstawę odrodzenia ludzkiej nauki i wolności, jakie powstało we Florencji po tysiącleciu ciemnoty. Nigdy nie będzie można zarzucić jemu, Michałowi Aniołowi Buonarroti, Toskańczykowi, że człowieka – choćby nawet znajdował się on w drodze do niebios czy piekieł – sprowadził do roli niezindywidualizowanej cząstki pierwotnej masy. Chociaż nie przyznałby się do tego, jego ramiona były zmęczone dziesięcioletnią nieprzerwaną pracą nad rzeźbieniem posągów dla kaplicy Medyceuszów. Im dłużej przyglądał się sklepieniu Sykstyny, tym bardziej utwierdzał się w przekonaniu, że malarstwo, mimo wszystko, może być szlachetną i trwałą sztuką. Ogólny plan ściany w Kaplicy Sykstyńskiej był już ukończony. (...) Zgiełkliwa horda istot ludzkich otaczała Chrystusa w wewnętrznych bliskich kołach i w zewnętrznych dalekich; pionowe kolumny ciał wznosiły się w górę po jednej stronie, opadały po drugiej i jedynie chmury pod stopami Chrystusa stanowiły pustą przestrzeń. (...) Maria taktownie odwracała się od Syna, poddającego ludzkość bezlitosnemu sądowi, ponieważ ona sama temu sądowi nie podlegała. A może cofała się ze współczucia, że człowiek musi być sądzony, choć należy mu się to sprawiedliwie. Czy Bóg sądzi owce, woły, bydło, ptaki? Jako matka czyż nie czuła bólu na widok dusz potępionych, kurczących się pod wyciągniętą w słusznym gniewie ręką Jej Syna? Czy mogła uwolnić się od poczucia odpowiedzialności za Niego, chociaż był Synem Boga? Nosiła Go w swym łonie przez dziewięć miesięcy, karmiła piersią, opatrywała Mu rany. Jej Syn sądził synów innych matek! Dobrzy zostaną zbawieni, święci powrócą do nieba; ale wybrani wydają się tak nieliczni w porównaniu z niekończącymi się tłumami grzeszników. Wszystko, co robi Jej Syn, jest dobre; a jednak nie może nie dręczyć się myślą o strasznych cierpieniach, jakie nastąpią” (I. Stone, Udręka i ekstaza, Warszawa 2018, s. 647–662).
O pokój, Panie nasz, błagamy pozwól, by Twój głos zaginął w niech już nigdy ściśnięta pięśćNad naszą ziemią nie wzniesie pokój, Panie nasz, błagamy CięObłoki ludzkich rąk podnoszą sięModlitwę niosąc jak święty niech już nigdy ściśnięta pięśćNad naszą ziemią nie wzniesie się.
Temat: Warszawa w poezji Chciałbym zaprosić Was do prezentowania wierszy związanych z Warszawą. Będzie to miejsce spotkania w urokliwych zakątkach pięknego miasta. Miasta, jak mało które w dziejach, doznało losów tragicznych, ale i pięknych, wzniosłych. Związane z wybitnymi postaciami, a przecież wśród nich było wielu poetów. Antologię wierszy o stolicy można podzielić na dwie części: 1. wiersze poetów sprzed II wojny światowej, tu: również okres okupacji i Powstania Warszawskiego, oraz, 2. wiersze poetów powojennych, w tym twórczość naszej Grupy. Zachęcam do rozwinięcia tego wątku. Temat: Warszawa w poezji Rozpocznę wątek wierszem Krzysztofa Kamila Baczyńskiego pt. "Warszawa". (Krzysztof Kamil Baczyński - poeta, zginął w Powstaniu Warszawskim, 4 sierpnia 1944 r., w pałacu przy pl. Teatralnym, dziś jest tu siedziba Warszawskich Pracowni Konserwacji Zabytków.) KAMIL BACZYŃSKI WARSZAWA Bryła ciemna, gdzie dymy bute, poczerniałe twarze pokoleń, nie dotknięte miłości chmury, przeorane cierpienia role. Miasto groźne jak obryw trumny. Czasem głuchym jak burz maczugą zawalone w przepaść i dumne jak lew czarny, co kona długo. Wparło łapy ludzkich rojowisk w głuchych ulic rowy wygasłe, warcząc czeka i węszy groby w nocach krwawych i w gromach jasnych. Jeszcze przez nie najeźdźców lawa jako dym się duszny przewlecze, zetnie głowy, posieje trawy na miłości, krzywdzie człowieczej. Jeszcze z wieku w wiek tak się spieni krew z ciemnością, a ciemność z brukiem, że odrośnie jak grom od ziemi i rozewrze niebiosa z hukiem. Bryła ciemna, miasto pożarne, jak lew stary, co kona długo, posąg rozwiany w dymy czarne, roztrzaskany czasów maczugą. I znów ujął długo i rydel, ciąć w przestrzeni i w ziemi szukać, wznosić wieki i pnącze żywe na pilastrach, formach i łukach. I w sztandary dąć, i bić w kamień, aż się lew spod dłoni wykuje, aż wykrzesze znużone ramię taki głaz, co jak serce czuje. r. cytat pochodzi z "Po stronie nadziei, wybór wierszy", Świat Książki, 2004Michał M. edytował(a) ten post dnia o godzinie 23:15 Temat: Warszawa w poezji Krystyna Krahelska Hej chłopcy, bagnet na broń! ( na broń!) Hej, chłopcy, bagnet na broń! Długa droga, daleka przed nami, mocne serce, a w ręku karabin, granaty w dłoniach i bagnet na broni! Jasny świt się roztoczy, wiatr owieje nam oczy i odetchnąć da płucom, i rozgorzeć da krwi, i piosenkę jak tęczę nad ziemią roztoczy w równym rytmie marsza: raz, dwa, trzy! Hej, chłopcy, bagnet na broń! Długa droga, daleka, przed nami trud i znój! Po zwycięstwo, my młodzi, idziemy na bój, granaty w dłoniach i bagnet na broni! Ciemna noc się nad nami roziskrzyła gwiazdami, Białe wstęgi dróg w pyle, długie noce i dni, nowa Polska zwycięska jest w nas i przed nami w równym rytmie marsza: raz, dwa, trzy! Hej, chłopcy, bagnet na broń! Bo kto wie, czy to jutro, pojutrze czy dziś przyjdzie rozkaz, że już, że już trzeba nam iść. Granaty w dłoniach i bagnet na broni! Warszawa, 1943 r. Wiersz znajduje się również w temacie Kolumbowie walczącej Warszawy - M. edytował(a) ten post dnia o godzinie 17:13 Temat: Warszawa w poezji Skoro w tę stronę zmierzamy to koniecznie to: Albert Harris Piosenka o mojej Warszawie Jak uśmiech dziewczyny kochanej, jak wiosny budzącej się wiew, jak świergot jaskółek nad ranem, młodzieńcze uczucia nieznane, jak rosa błyszcząca na trawie, miłości rodzącej się zew, tak serce raduje piosenki tej śpiew piosenki o mojej Warszawie… Warszawo, ty moja Warszawo! Tyś treścią mych marzeń i snów, radosnych przechodniów twych lawą, ulicznym rozgwarem i wrzawą, Ty wołasz mnie, wołasz stęskniona upojnych piosenek i słów. Jak bardzo dziś pragnę zobaczyć Cię znów, o moja Warszawo wyśniona… Jak pragnąłbym krokiem beztroskim przemierzyć przestrzeni Twej szmat, bez celu się przejść Marszałkowską, na Wisłę popatrzeć się z mostu, dziewiątką pojechać w Aleje, Krakowskim się przejść w Nowy Świat, i ujrzeć jak dawniej, za młodych mych lat, jak do mnie Warszawo się śmiejesz… Ja wiem, żeś Ty dzisiaj nie taka, że krwawe przeżywasz dziś dni, że rozpacz, że ból Cię przygniata, że muszę nad Tobą zapłakać... Lecz taką, jak żyjesz w pamięci przywrócę ofiarą mej krwi, i wierz mi Warszawo, prócz piosnki i łzy jam gotów Ci życie poświęcić… Temat: Warszawa w poezji Może nie wielka poezja, ale jakże uczuciowo, prosto i pięknie o naszej stolicy. Marek Gaszyński Sen o Warszawie Mam tak samo jak ty miasto moje, a w nim najpiękniejszy mój świat - najpiękniejsze dni. Zostawiłem tam kolorowe sny. Kiedyś zatrzymam czas i na skrzydłach, jak ptak, będę leciał co sil tam, gdzie moje sny i warszawskie kolorowe dni. Gdybyś ujrzeć chciał nadwiślański świat - już dziś wyruszaj ze mną tam. Zobaczysz jak przywita pięknie nas warszawski dzień, warszawski dzień, warszawski dzień... Sen o Warszawie – słowa Marek Gaszyński, muzyka i wykonanie Czesław NiemenRyszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia o godzinie 09:23 Temat: Warszawa w poezji ... ale też z miłością Muniek Staszczyk i Warszawa Za oknem zimowo zaczyna się dzień, Zaczynam kolejny dzień życia. Wyglądam przez okno, na oczach mam sen, A Grochów się budzi z przepicia. Wypity alkohol uderza w tętnice, Autobus tapla się w śniegu, Przez szybę oglądam betonu stolice, Już jestem na drugim jej brzegu. Gdy patrzę w twe oczy, zmęczone jak moje, To kocham to miasto, zmęczone jak ja, Gdzie Hitler i Stalin zrobili, co swoje, Gdzie wiosna spaliną oddycha. Krakowskie Przedmieście zalane jest słońcem, Wirujesz jak obłok, wynurzasz się z bramy, A ja jestem głodny, tak bardzo głodny, Kochanie, nakarmisz mnie snami. Zielony Żoliborz, pieprzony Żoliborz, Rozkwita na drzewach, na krzewach, Ciekami z rzeki kompletnie pijany, Chce krzyczeć, chce ryczeć, chce śpiewać. Bo gdy patrzę w twe oczy, zmęczone jak moje, To kocham to miasto, zmęczone jak ja, Gdzie Hitler i Stalin zrobili, co swoje, Gdzie wiosna spaliną oddycha. Jesienią zawsze zaczyna się szkoła, A w knajpach zaczyna się picie. Jest tłoczno i duszno, olewa nas kelner I tak skończymy o świcie. Jesienią zawsze myślę o latach, Tak starych jak te kamienice, Jesienią wychodzę z tobą na spacer Przez pełne kasztanów ulice. I patrzę w twe oczy, zmęczone jak moje, To kocham to miasto, zmęczone jak ja, Gdzie Hitler i Stalin zrobili, co swoje, Gdzie wiosna spaliną oddycha. - Warszawa Zygmunt B. Specjalista, PGNiG SA Dolnośląski Oddział Obrotu Gazem Temat: Warszawa w poezji W Kołysance jodłowej Jerzego Lieberta znalazłem tę wzruszającą Piosenkę - myślę, że większość (a może i wszystkie!...) lirycznych refleksji poety o naszej stolicy pozostało aktualnymi: PIOSENKA DO WARSZAWY "O! ty, młodości mej stolico..." C. K. Norwid Warszawo! ach któryż to raz Od murów twoich biegłem precz - W oddali nikł Zygmunta miecz, Zamek królewski, Nowy Zjazd... Po wszystkie czasy klnąc twój bruk, Twój blichtr i szyk, twój gorzki chleb, Zmykałem stamtąd, zachodząc w łeb - Jakżem choć dzień wytrzymać mógł! A później - przez Kierbedzia most, Warszawo! powracałem znów, Nieśmiały, pełen tkliwych słów I jakże czuły na twój głos... Znajdźcie mi drugi taki gród - Ten smętny czar, ten senny tłum, Górnych i durnych pełen dum, Niezłomnych wad, zabawnych cnót... Znajdźcie mi drugi taki kąt, Co tak sam w sobie - z siebie rad, Ani ogląda się na świat... I mówcie - jakże biec mi stąd?... Coś solą w oku naszych miast, Warszawo! kocham nóg twych rytm, Twój spleen, twój lombardowy kwit, Co oko piekł nie jeden raz... Twój akcent, w uszach moich brzmi I mimo klątw, krakowskich gróźb - Kocham twe cuś i twoje ktuś I czarujące zawsze ji... Tu wschodzi laur, zakwita mirt, Echem rozbrzmiewa wzdłuż i wszerz - Lechonia żart, Tuwima wiersz I Boya-mędrca z muzą flirt... Ani tu Zachód, ani Wschód - Coś tak, jak gdybyś stanął w drzwiach... Tu krewnych mam - rodzinka, ach! Forsytów naszych wdzięczny ród... Tu snobów, czytelniku, wierz, Królestwo! - o tym wiem coś sam: Pewnego dygnitarza znam I fabrykanta cukrów też... Bóg z nimi!... Gwiazda twoja trwa Jasna pośród rodzimych sfer - ...Gdzieś jakiś widok... jakiś skwer... Jakaś znad Wisły wiotka mgła... Uliczki wylot... pomnik... plac... Gdzieś jakiś dom... gdzieś jakiś róg, Na którym dzień bym marzyć mógł, Czuły - pod bystrym okiem władz... Ty myśli naszych, naszych serc, Przeczuwasz dzieje, umiesz treść - Listopad wiesz, majową wieść!... I... duszno tu, tak prawdę rzec. To pewne - nie ma w tobie zdrad, Ty w oczy nasze patrzysz wprost, A bruk twój wydać może głos, Na dźwięk którego Norwid bladł... O, miasto pierwszych moich łez, Bladziutkich uczuć - słodkich drzazg, Anielstwa mego, Bożych łask... I pierwszych burz, i pierwszych klęsk! Warszawo! twój dziś słyszę głos, Gdy z szumem biegnie, rośnie wiew Pośród huculskich wzgórz i drzew, Dokąd mnie, nie chcąc, zagnał B. edytował(a) ten post dnia o godzinie 10:20 Temat: Warszawa w poezji Julian Tuwim Kwiaty polskie (fragm.) Nie miałem serca dla Warszawy, Gdy opuszczałem miasto Łódź, Polami sunął zmierzch zmurszały, Pogrzebem w mgłę się pociąg wlókł, Drogę mą w przyszłość zawieszały Kotary ciężkich, starych dum, Strach stukał we krwi, przemieszany Z usypiającym stukiem kół, A powróz wspomnień, mokry, szary, Taszczył za sobą miasto Łódź, Szedł brzęk żałosny przez obszary, Nie Łódź - łódeczkę ciągnął sznur, I pociąg trząsł się jak blaszany, Dziecinny śród dorosłych dróg, I zabierałem do Warszawy Maleńki światek snów i zmór: Te dwie, olbrzymie niegdyś szafy, Gobelin płowy, zegar, stół I gimnazjalnych klas koszary, I ulic kurz, i fabryk mur, I nieba łachman strupieszały, I złote na nim gwiazdy złud I po podwórzach bieg zdyszany W poszukiwaniu gór i burz - I już mnie z Łodzi do Warszawy Nie pociąg, lecz karawan wiózł, I jak żałobnych wieńców szarfy Zwisały strzępy trosk i trwóg: Że jestem biedny i myszaty I że w mieszkaniu będzie szczur, Ze ojciec coraz dalszy, starszy, I jak ja przejdę przez ten grób? Że matka roi swe koszmary I wciąż nad biedną krąży kruk; Że siostra płaszczyk ma zwiotczały I kreskę krzywdy w kątku ust; Że nie podołam sam wierszami, Kamienie lepiej w Łodzi tłuc, I po co jechać do Warszawy? Ach, wrócić, wrócić na twój próg I w świętych oczu twoich szafir Wtopić swój los i ból, i trud - I oto żalu depeszami Telegraficzny szarpię drut, A tobie w kinie lśniący szatyn Wgaduje w uszko rychło ślub, Silnymi łudzi rozkoszami I rwie płaczące druty strun, A szyby dziobie deszcz szurszawy I pociąg sapie w szumie chmur, I oszalałe widm orszaki Podnoszą się ze słotnych pól... Tak dojechałem do Warszawy, Gdy opuściłem miasto M. edytował(a) ten post dnia o godzinie 16:47 Temat: Warszawa w poezji Krzysztof Kamil Baczyński Warstwy Z pętli latarń jak wzrok ku tobie oderwać? Oto miasto umarłe od żalu. Ulicą przechodzi ślepy pies dozorcy, a różowe suknie wracają z balów. lokomotywy jesienią żółkną i sypią liście. Po szynach zardzewiałych jaki pociąg odejdzie? Oto mali chłopcy przynieśli nóż i słońce maszyniście, a pusta drezyna brzęcząc odjeżdżała bezludna i w pędzie obrywa sczerwieniały liść - semafor. Z szynku poeta wychodzi niosąc kota zabitego przez pijanych. Kobiety są obce, obce jak stare fotografie ciotek. Omijam zmierzch, idę do ciebie w małą zmyśloną uliczkę, gdzie klon jesienny opada najprawdziwszym złotem. Pałac Blanka, w którym w pierwszych dniach Powstania Warszawskiego zginął autor powyższego wiersza. W tym budynku mieściły się do niedawna Warszawskie Pracownie Konserwacji Zabytków, po przenosinach do Podzamcza - obecnie - Ministerstwo Sportu i Turystyki. (foto. Michał Maczubski)Michał M. edytował(a) ten post dnia o godzinie 07:46 Temat: Warszawa w poezji Jacek Dehnel Warszawa Tutaj mieszkali. Tutaj przewracali strony nut tang na cztery ręce i słuchali kronik przez radiolę w fornirze ze złotej czeczotki. Z pokoju do salonu powietrza przechodzi panna Hela lub Pola w eterycznej sukni, gdzieś była Felcia czerpie prosto z byłej studni, a martwe dziecko martwe recytuje nazwy, wsłuchując się w szelesty bluzki z ektoplazmy. Tutaj, trochę na lewo od gałęzi lipy, na środku dwupasmowej, szumiącej ulicy był kredens, w nim łyżeczki. A dalej spiżarka, gdzie, bezpiecznie w skorupkach, ułożono jajka, gładkie i nakrapiane. Potem było życie, nie było trzech pięter i były piwnice, a tu, gdzie mnie próbujesz pocałować chyłkiem odłamek właśnie trafiał trzyletnią dziewczynkę, a tu, gdzie mnie próbujesz całować ukradkiem, odłamek właśnie trafiał jej skuloną matkę. Warszawa, 21 VIII 2004 z tomiku "Wiersze (1999-2004), 2006Ryszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia o godzinie 11:32 Temat: Warszawa w poezji Cyprian Kamil Norwid Stolica 1 O! ulico, ulico... Miast, nad którymi k r z y ż: Szyby twoje skrzą się i świécą Jak źrenice kota, łowiąc mysz. 2 Przechodniów tłum, ożałobionych czarno (W b a r w i e s t o i k ó w), Ale wydąża każdy, że aż parno Wśród omijań i krzyków. 3 Ruchy dwa, i gesty dwa tylko: Fabrykantów, ścigających c o ś z rozpaczą, I pokwitowanych z prac, przed chwilką, Co tryumfem się raczą... 4 Konwulsje dwie i dwa obrazy: Zakupionego z góry n i e b a, Lub - fabrycznej e k s t a z y O - kęs chleba. 5 Idzie Arab, z kapłańskim ruszeniem głowy, Wśród chmurnego promieniejąc tłoku; Biały, jak statua z kości słoniowéj: Pojrzę nań... wytchnę o k u ! 6 Idzie pogrzeb, w ulice spływa boczne Nie-pogwałconym krokiem; W ślad mu pójdę, g e s t e m wypocznę, Wypocznę - o k i e m !... 7 Lub - nie patrząc na niedobliźnionych bliźnich lica - Utonę myślą wzwyż: Na lazurze balon się rozświéca; W obłokach?... k r z y ż !Michał M. edytował(a) ten post dnia o godzinie 23:54 konto usunięte Temat: Warszawa w poezji Jarosław Iwaszkiewicz Jesień w Warszawie W alejach białe obserwując pieski, Oglądam spadające chrupliwe kasztany, Którymi się zachwycał gdzieś tam Miłaszewski. Gdybyż park na błękitno był pomalowany! Ultramaryny dreszcze na szarym asfalcie! Szaro się podesłała pod stopy ulica. Ćmy złotych liści, tylko się nie spalcie: Stolica! Mgliste aleje i miękkie futerka, Niskie obłoki, smak węgierki chłodnej. Chodniki: dziwna dymów, serc rozterka. O jakiż jestem głodny! Pomiędzy już nadpsute zabłąkane dalie Rzymianka-warszawianka, jak z chaty Ewandra, Syn żołnierza wita, przeginając talię Na posiniałym placu szaro - Aleksandra. Za chwilę znowu jesień i Nowy Świat w mgłach, Wąska, wąska, tasiemna ulica. Kameralne koncerta grywać będzie Bach. Stolica - ha, stolica. Gdzież tu zasadzić wszystkie swoje kwiaty Między Ziemiańską, Kruczą a belferką, Zaczarowane uciekając lato Zaklęło w przedmiot marzeń przelotną kasjerkę. Cóżem Ci, o Warszawo, ty Wiedeński Dworcze, Uczynił szarobury, żeś wskazał godzinę, Gdy wszystkie moje myśli bujne i dozorcze Spłynęły i samotną odkryły głębinę. "Maj" się mój gdzieś w Kijowie między Oktostychy Płonący wydał - zasię śmieszył w Picadorze. Nowogrodzkiej ulicy rów sinawo-cichy Czasami tylko w głębi daje żółte zorze. Rozstąpcie się, o domy, rozjedźcie, tramwaje, Przez trzeciomostu wiadukt przejrzysty i miodny. Zejdź mi z oczu, widoku siwy i łagodny. Dążącemu przez dziwnie pojmowane kraje. Cóż wy mi poradzicie, na pomnikach wieszcze? O dziewczynki, marzące o srebrnej epolet! Za mną wrota, przede mną nieskończone wrota Otworzą się na błękit, na siność, na fiolet!!... Niech się raz przecie śmiga z pajęczyn odmota, Niech palmy złotowonne, niech obudzi strusie, Różowy żagiel wznieci na morza obrusie, Precz mi wszystko, co męstwo tamuje i gnębi! Precz, przyjaźni: ja w krwi chcę przepaścistą głąb Izochimenów zamknąć tęczowe widoki! O morza, morza, morza ziąb - I czarna piano gorącej posoki! Temat: Warszawa w poezji Antoni Słonimski Alarm "UWAGA! Uwaga! Przeszedł! Koma trzy!" Ktoś biegnie po schodach. Trzasnęły gdzieś drzwi. Ze zgiełku i wrzawy Dźwięk jeden wybucha rośnie, Kołuje jękliwie, Głos syren - w oktawy Opada - i wznosi się jęk: "Ogłaszam alarm dla miasta Warszawy!" I cisza Gdzieś z góry Brzęczy, brzęczy, szumi i drży. I pękł Głucho w głąb Raz, dwa, trzy, Seria bomb. To gdzieś dalej. nie ma obawy. Pewnie Praga. A teraz bliżej, jeszzce bliżej. Tuż, tuż. Krzyk jak strzęp krwawy. I cisza, cisza, która się wzmaga. "Uwaga! Uwaga! Odwołuję alarm dla miasta Warszawy!" Nie, tego alarmu nikt już nie odwoła. ten alarm trwa. Wyjcie, syreny! Bijcie, werble, płaczcie, dzwony kościołów! Niech gra Orkiestra marsza spod Wagram, Spod Jeny. Chwyćcie ten jęk, regimenty, Bataliony - armaty i tanki, niech buchnie, Niech trwa W płomieniu świętym "Marsylianki"! Kiedy w południe ludzie wychodzą z kościoła Kiedy po niebie wiatr obłoki gna, Kiedy na Paryż ciemny spada sen, Któż mi tak ciągle nasłuchiwać każe? Któż to mnie budzi i woła? Słyszę szum nocnych nalotów. Płyną nad miastem. To nie samoloty. Płyną zburzone kościoły, Ogrody zmienione w cmentarze, Ruiny, gruzy, zwaliska, Ulice i domy znajome z dziecinnych lat, Traugutta i Świętokrzyska, Niecała i Nowy Świat. I płynie miasto na skrzydłach sławy, I spada kamieniem na serce. Do dna. Ogłaszam alarm dla miasta Warszawy. Niech trwa!Krystyna B. edytował(a) ten post dnia o godzinie 12:44 Temat: Warszawa w poezji Marian Ośniałowski Saska Kępa Saska Kępa zielenieje tańczą panny i złodzieje Saska Kępa zielenieje. Wiersze moje kwitnijcie... Niebieska łódź na Wiśle. Tyle chciałbym przemyśleć. Nad mostami mew skarga. Jestem struną, którą wiatr targa. Zielona łódź na Wiśle. Nikogo nie przemyślę. Rozkwitają bzy, przekwitają bzy. Każda zima mija, poschną wszystkie łzy. z tomu „Kontrasty”, 1958Ryszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia o godzinie 08:45 Temat: Warszawa w poezji Władysław Broniewski Ulica Miła Bronisławowi Linkemu Ulica Miła wcale nie jest miła. Ulicą Miłą nie chodź moja miła. Domy, domy, domy surowe, trzypiętrowe, czteropiętrowe, idą, suną, ciągną się prosto, napęczniałe bólem i troską. W każdym domu cuchnie podwórko, w każdym domu jazgot i turkot, błoto, wilgoć, zaduch, gruźlica. Miła ulica. Miła ulica. Na ulicy Miłej jest zakład pogrzebowy, obok jatka i sklepik z balonem wody sodowej, naprzeciwko - klinika lalek, naprawa parasoli... Perspektywa rzeźnickim nożem przecina oczy. To boli. Jezdnią, po kocich łbach, trąbiąc pędzi pogotowie, To pod trzynastym powiesił się fryzjer, który miał źle w głowie: czytał powieści detektywne, chciał zostać aktorem, wiecznie coś deklamował albo śpiewał piskliwym tenorem. Moja miła, ty nie wiesz, jak źle ulicą Miłą błąkać się we mgle, niosąc bezdomne marzenie i nie napisany wiersz. No, powiedz, miła, czy wiesz? To nie była dusza fryzjera, to był anioł prawdziwy, jak z trampoliny wzbił się z ulicznej perspektywy, leciał na białych skrzydłach i ponad każde podwórko rzucał bawiącym się dzieciom jedno bialutkie piórko, dzieci piórka anielskie rączkami chwytały, chwytały, a wtedy z ciemnego nieba spadł śnieg anielsko biały. Ludzie, ludzie, ludzie wieczorni gorliwie dreptali piechotą, anioł zniknął, dzieci posmutniały, zostało błoto. W nocy nad ulicą Miłą - gwiaździsta ospa. W nocy na ulicy Miłej - rozpacz. Wiele troski zobaczysz, miła, przechodząc miastem, ale najwięcej na ulicy Miłej pod numerem trzynastym. W suterenie pogrzeb. Niedobrze. Na parterze płacze wdowa po fryzjerze. Na pierwszym piętrze - plajta, komornik. A na drugiem Służąca otruła się ługiem. Na trzecim piętrze rewizja - mundurowi, tajniacy. Na czwartym czytają "Kurier Warszawski" - "poszukiwanie pracy". Na poddaszu dziewczyna dziecko dwudniowe zabiła. Miła ulica. Ulica Miła. Na ulicy Miłej ani jedno drzewko nie rośnie, na ulicy Miłej - w maju! - ludzie nie wiedzą o wiośnie, ale cały rok hula perspektywa łysych gazowych latarni, łbem waląc w mur cmentarny. Moja miła, ja tą ulicą nie chodzę, choćby mi było po drodze. Nawet kiedy do ciebie się śpieszę, nie idę ulicą Miłą, bo kto wie, czy się tam nie powieszę. Temat: Warszawa w poezji JERZY ŻUŁAWSKI ŁAZIENKI Poszedłem do Łazienek. Park królewski stary Drzemał w słońcu i ciszy. Na zwierciadle wody Wsparłszy białe, w marmurze wykowane schody, Pałac lśnił przez zielonych gęstych drzew konary. A z drzew na białe barki nimf, na strojne panie, Na przechodniów tłum barwny, gwarny uśmiechnięty Leciał gęsty liść żółty, przedwcześnie zwiędnięty, Tu – gdzie niegdyś królowie mieli swe mieszkanie… I tak mi się zdawało, że w tym parku słyszę, Przez gwar rozmów idące i przez nieba ciszę, Łkanie jakieś nieśmiałe, głuche, przytłumione - Z drzew, czy z nieba, czy z ziemi… Tłumy rozbawione: Snadź to drzewa, gdy wiatr je niewidzialny ruszy, Płaczą tak… a bez echa w niewolników duszy? Temat: Warszawa w poezji Konstanty Ildefons Gałczyński Wielka radość w Warszawie Dziennikarze gazetom, a gołębiom gołębie, kolejarze poetom, chmury chmurom na niebie; wiatr wiatrowi na ucho, kwiaty kwiatom na trawie i już wszystkim wiadomo, co się stado w Warszawie: Wielka radość w Warszawie, bo Starówka znów stoi, człowiek oczom nie wierzy, istny cud, drodzy moi; wszystko takie jak dawniej: dachy, rynek i księżyc, tylko jeszcze barwniejsze, tylko jeszcze piękniejsze. 1953 Temat: Warszawa w poezji Robert Hass Parki Warszawy Deszcz uwielbia popołudnie, a wysokie lipy tam gdzie szeroka aleja 3 Maja przecina Aleje Jerozolimskie (jest rok 1922) wyżłobiły zielone kanały prosto w lato. Ponad zakurzonym brukiem, ledwie ciemniejącym pod przechodzącymi chmurami, ponad dzwoniącymi tramwajami i lśniącą taflą Wisły odbijającą połamane kształty drzew i chmur i mostów z powrotem w niebo, ponad figurą Matki Boskiej na ulicy Miodowej, ponad kościołem Świętego Krzyża, gdzie serce Szopena w połyskującej srebrnej szkatule powoli zamienia się w proch, ponad kioskami pełnymi plakatów Klary Bow i Chaplina i Valentino w roli Szejka, ponad przeludnionymi kamienicami stłoczonymi wokół podwórzy, ponad nowymi budynkami czynszowymi o mansardowych dachach, wiedeńskich oknach, płaskorzeźbach Tutanchamona, i wysmukłych jak sylf kobietach wtopionych w szkło, siąpi lekki deszczyk. Pada na Ogród Saski, bzy i jabłonie na trawiastej skarpie, i na park Ujazdowski z jego rozlewiskiem stawów, gdzie czarnodziobe łabędzie wiosłują dostojnie pod łukami wąskich kładek, a młody syjonista czyta książkę na drewnianej ławce. Pada na Ogród Botaniczny, gdzie magnolie, kwitnące, opróżniają czarę czystej białej bezczynności. Pada też lekko na Łazienki i na pałacyk o kremowych ścianach i kolumnowych portykach migoczących w rozszerzających się krążkach-w-krążkach tworzonych przez krople deszczu na powierzchni zatoczki i na pióra słowików ukrytych w krzewach wiązu i na wykuty w brązie pomnik króla Stanisława w słodkim zapachu oranżerii, gdzie woda opływa cętkowane marmury schodów amfiteatru, gdzie Paderewski dyrygował Brahmsa, i nawet dzieci, goniące się po trawie we wszystkich kierunkach lub kręcące się w kółko z rozpostartymi ramionami aż do upadku od zawrotów głowy, stanęły przy nagłym tęsknym tonie skrzypiec, i słuchały. Jest lato, gdy to piszę w północnej Kaliforni. Czyste powietrze, płonące niebo sierpniowe, płochliwe gajówki Audubona świergoczące na sosnach. Czytałem stary przewodnik turystyczny, który znalazłem oprawiony w twarde ciemnoniebieskie okładki o tłoczonych pozłacanych napisach, w antykwariacie w tym górskim miasteczku. Zawiera dedykację: “Od Kazimierza dla Hildy, z cierpliwą nadzieją i głębokim szacunkiem. Wróć, moja droga. Powinnaś zobaczyć dzwon w Krakowie”. Dzieci sprzątają ze stołu, wyciągają ręczniki kąpielowe na plażę. Kongres ma przerwę, strażnicy śpią koło ambasad. Nawet mordercy mają wakacje. tłum. Dobrosława i Janusz Zalewscy konto usunięte Temat: Warszawa w poezji Marianna Bocian* Odczucie i realność Warszawa... musica humana brzmi w obrocie historii jak Jeruzalem wiedzą o tym którzy przeciekli w dym i głąb kanałów znacząc nadzieję życia bez zająknięcia pełnią młodych lat przekwitali w owoce ofiary i nieodgadnioną przyszłość świat przekraczali w rozpędzie przeskakując nieruchome granice i mosty rzezi na Pradze miasto... brzmi jak petardy metafor wojna domów i ślubne samochody Warszawa... wiele tu ze stygmatu Troi i tandetnej sielanki (nie masz cwaniaka... za żelazną bramą... kup pan pałac.. k...) jest godzina stoję na dziwnej ulicy która jest bezuliczna bez pamięci we mnie p o z o r n a cichość jakby szare mury zamieszkiwały tamte ofiary a to mowa miasta które posiada samo siebie i brzmi jak słowo w zaklętym kole zegara nie ujawnione jakby pod stopami zrastały się znów korzenie w Tamto co Teraz przerasta – na co tu czekam? – wiem: to miasto pozostaje nie kończąca się frazą „Naprzód Warszawo...” Warszawa... ma wiele w sobie z pornografii nocnych uciech lokale nie dla ubogich tu za noc wysoko płacą obcą walutą... o czym mówią tandetne szlagiery? Ballady o szewcu Kilińskim nie śpiewa już nikt i zmałpowane tango z Paryża i to wielkie żarcie w korytach nieustająca rewia do wysokich stołków i ciągły gruz rosnący w niebo gwiaździście przeraźliwie jasne cienie czyichś czołgów... cisza... i nagle słyszę rwący się stuk serca - - Maurycy... tak... nie może zasnąć po śledztwie ... cienie profesorów wyprowadzanych pod bagnetami... po bruku taczka z Łukasińskim... kordon żołnierzy cara... któryś jak żołnierzowi salutuje... tylko zacięte twarze z salonu Targowicy zamykam oczy jeśli nie wyruszę nie oderwę źrenic wrastających w beton stóp nie wydostanę się z ogrodu objawionej prawdy i legendy Warszawa... zajadła jak ból wstydu po salonach miasto pozornej miłości w katarynkowych szczebiotach a tu nagle znak ociemniałego anioła wychlusnął z żył Linkego – wiem! – przeszłość istnieje z pozycji teraźniejszości i brzmi jak ofiara i konstelacja grzechów o których milczeć znaczy gotować się do kroku w ogień wyzbyty zdradliwej perspektywy Warszawa... miasto którego nie zna stary ląd Europy jest jak upadek i scalenie Troja padła Warszawa wstała tragiczniejsza o Jestem to znaczy przypominam sobie winy bo to miasto bywa magnesem dziś Marek Hłasko powrócił do swoich im bliżej jej źródeł tym bardziej wzrasta opór ...krzyżują się światła... ulica jak każda ulica... za godzinę stanie się giełdą póz paradą gry wyprzedażą pozorów ... maską... wymianą obniżonych słów za którymi pozostanie tamta Cena... Santa Polonia... i wystarczy tu bruk błysk źrenic a powszechnej ofiary nie odmówi nikt... znów cień Baczyńskiego pomknął przez Plac Teatralny... dokąd tak Boże? nie zdążyłam krzyknąć... zgrzyt... rozległ się jednakowo trwożliwy głos: gdzie się kurwa pchasz na czerwonych światłach! świata ślepoto ślepoto nie widzisz? - - to prawda panie władzo... ja nie widzę tego co tu jest ale co się upotencjalnia... czuję zrastanie... Warszawa o rano czasu europejskiego brzmi w radiowozie trzeźwo mandatem za 200 złotych polskich nic za darmo... przytomnieję... Warszawa brzmi jak Warszawa... ja jak ja... wlokę się do serdecznej Baśki Sadowskiej słyszę: niech nas w końcu przestanie dzielić ta czerń... niech nas w końcu przestanie dzielić... biały dzień jak pieluchy na balkonach z tomiku „Odczucie i realność”, 1983 *notka o autorce i linki do innych jej wierszy w temacie W harmonii z przyrodąMarta K. edytował(a) ten post dnia o godzinie 07:10 konto usunięte Temat: Warszawa w poezji Matthias Kneip* Warszawa Gdzie Nowy Świat młodych ludzi wiedzie ku staremu do kawiarenek na mogile czasu który przeminął przeł. Małgorzata Półrola *Notka o autorze w temacie Góry, poezja i myKrzysztof Adamczyk edytował(a) ten post dnia o godzinie 16:53
obłoki ludzkich rąk podnoszą się